AKTUALNOŚCI:
|
|
Ministerstwo Środowiska: będzie obowiązkowe sadzenie krzewów
Obowiązkowe sadzenie krzewów w miejsce wycinanych
przydrożnych drzew zakłada przygotowywana przez Ministerstwo Środowiska nowelizacja
ustawy o ochronie przyrody, do której dotarło "Życie Warszawy".
W Polsce wciąż są miliony przydrożnych drzew, często sadzonych
jeszcze w XIX wieku. Najwięcej takich alej zachowało się na północy kraju,
szczególnie na Mazurach, ale szybko znikają. Od samorządów zarządzających wiekszością
tras regionalny zarząd dróg dostaje zgodę na wycinkę. Argumentem jest najczęściej
fakt, że rośliny te stanowią zagrożenie dla kierowców. Według szacunków, rosnące
na poboczach dróg drzewa przyczyniają się do ok. 20 proc. śmiertelnych wypadków
na polskich drogach.
Zgodnie z ustawą o ochronie przyrody gmina lub starostwo może nakazać nasadzenia
zastępcze, które zrekompensowałyby straty dla środowiska. Może, ale nie musi.
To właśnie postanowił zmienić resort środowiska. Nakaz nasadzeń zastępczych
w miejscach, gdzie jest to możliwe, wprowadzimy przed końcem roku - mówi
Główny Konserwator Przyrody i wiceminister środowiska Andrzej Szweda-Lewandowski.
Jego zdaniem, należy określić gatunki i wielkość sadzonek oraz nałożyć obowiązek
pielęgnacji roślin przez trzy lata od nasadzeń.
Dotąd, przy drogach rosły głównie topole, lipy i dęby. Drzewa były narażone
na działanie soli, więc są w kiepskiej formie. W ich miejsce, zdaniem Szweda-Lewandowskiego,
powinny rosnąć krzewy, które nie stanowią zagrożenia dla kierowców, nie rozsadzają
korzeniami jezdni i dobrze znoszą trudne warunki przydrożne.
Właśnie minęła dwunasta rocznica największej katastrofy autobusowej w historii
Polski. 2 maja 1994 autobus PKS jadący z Kartuz do Gdańska uderzył w rosnące
blisko jezdni drzewo. Zginęły 32 osoby, a 45 zostało rannych. W 2005 roku doszło
do 15 344 wypadków najechania na przydrożne drzewo. Z danych policji wynika,
że śmierć poniosło w nich 1025 osób, a 7855 zostało rannych. Obrońcy drzew
podkreślają jednak, że zaledwie 2 proc. kraks to te, w których nie zawinił
człowiek. I dodają, że tak naprawdę w sporze o wyrąb przydrożnych drzew chodzi
nie o bezpieczeństwo, ale o pieniądze. Drewno zamiast do pieca, trafia bowiem
do tartaków, gdzie może osiągnąć cenę nawet 1300 zł za metr sześcienny - informuje
dziennik.
Źródło: Życie Warszawy
|